piątek, 22 listopada 2024

Dlaczego wszyscy biegają w 2020s?

Mieszkając w dużym mieście jesteśmy otoczeni przez wiele jego stałych elementów z zakresu budownictwa, infrastruktury, czy transportu. Ale miasto to głównie ludzie, dużo ludzi na małej przestrzeni. Wśród mas chodzących po ulicach, od końca poprzedniej dekady lawinowo zaczął rosnąć odsetek tych biegających. Coś na zasadzie Toyoty Prius II w ruchu ulicznym - zawsze jakieś istniały, ale przez ostatnie 2-3 lata wysypało ich niebotyczne ilości w ramach taksówek na aplikację i stały się totalnie wszechobecne. 

I tak samo jak dziś nie ma ruchu miejskiego bez Priusa, tak nie ma chodników bez biegaczy. Biegają twoi znajomi, twój szef, twoja eks i twoja przyszła też. To dobry moment by zastanowić się i spróbować odpowiedzieć - dlaczego wszyscy biegają w 2020s? 



Koszty

Bieganie jako sport jest tanie i dostępne. Nie ma drugiego sportu z tak niskim progiem wejścia od strony wydatków. By zacząć biegać nie potrzeba masywnego sprzętu, którego nie ma potem gdzie trzymać w ciasnym deweloperskim mieszkaniu. Buty, spodenki i koszulka termo za 30 zł z Decathlonu zupełnie wystarczą na początek. Oczywiście na tym zazwyczaj się nie kończy, ale to temat na zupełnie inną dyskusję.



Efektywność

Bieganie jest efektywne w spalaniu kalorii i zajmuje niewiele czasu. Szczególnie jeśli policzyć czas od zamknięcia drzwi mieszkania do rozpoczęcia treningu. Nieważne jak busy jest twój schedule, zwykle da radę wcisnąć trening pomiędzy różne wieczorne zajęcia lub klocki tworzące weekend. Nie wymaga też udania się do zadaszonych obiektów, a nawet specjalnych nawierzchni - wystarczy park lub osiedlowe alejki. Niektórzy szaleńcy biegają wzdłuż ruchliwych ulic tonąc w hałasie i pyle PM10, nie widząc w tym nic groźnego, ale to zupełnie inny temat.


Wyjście z domu

Korpo ludzie po całym dniu gapienia się w ekran komputera potrzebują ruchu i wyjścia na zewnątrz. Pandemia udowodniła, że bezustanne siedzenie w mieszkaniu i lampienie się w monitor nie kończy się dobrze. Trzeba raz na jakiś czas skupić wzrok na czym leżącym dalej niż 1,5m od nas i rozprostować szkielet, by nie stać się ludzką krewetką na fotelu obrotowym. 



Debodźcing

Kolejny punkt niejako wynika z poprzedniego - po pracy umysłowej bardzo pożądanym jest odpoczynek od bodźców. Sport gdzie leci się na autopilocie przez godzinę, jest w tym kontekście doskonałym rozwiązaniem. Wpinasz bieg i drałujesz te 30 czy 60 minut - aż krew i limfa zacznie krążyć jak należy, a ty wytrzepiesz ze świadomości opary niesmaku po kolejnym callu, który mógł być mailem.

Zostając przy bodźcach - niejeden człowiek w wieku 40+ przyparty do muru zgodzi się, że bieganie znakomicie sprawdza się jako chwilowa ucieczka od żony/męża i dzieci. W końcu to wyjście z domu jest umotywowane zdrowotnie, zatem druga połówka nie ma wielkiego pola do przypierdolenia się. Czas spędzony na bieganiu można zaliczyć do zbioru me-time - nieco męczącego, ale wciąż.



Towarzystwo

Stosunkowo łatwo jest dziś znaleźć towarzysza do biegania, szczególnie w dużym mieście. Im nowszy blok i więcej sztuk Toyoty C-HR/ Kii Sportage na podziemnym parkingu, tym łatwiej. Piszesz do Agnieszki z 3 piętra albo Justyny z bloku obok dzień wcześniej i cyk, w następny wieczór można truchtać razem, jednocześnie omawiając najnowsze trendy żywieniowe, krzywizny we wspólnocie mieszkaniowej czy problemy z dziećmi. 



Money-maker

Wreszcie - to także świetny biznes. Nie tylko dla firm produkujących buty czy stroje, ale dla organizatorów biegów miejskich czy business runów, które doskonale sprawdzają się jako narzędzie promocyjne. Podobno po zaangażowaniu się korporacji w biegi biznesowe i wystawianiu doń drużyn złożonych ze swoich pracowników, znajomość pojęcia team spirit wśród zatrudnionych wzrosła o 376% na przestrzeni lat 2015-2019 (źródło - IDzD). To samo źródło podaje, że gdyby biznes-biegi przestały istnieć z dnia na dzień, połowa specjalistów ds. employer-brandingu straciłaby pracę. 


Content-maker

Wydarzenia sportowe związane z bieganiem są wdzięczną okazją do farmienia kontentu nie tylko dla korporacji, ale i samych uczestników. Czymże byłby dziś Instagram (a także LinkedIn) typowego millenialsa bez zdjęcia z medalem przygryzanym zębami za uczestnictwo w Insert_Name-półmaratonie? Lub stojąc umorusanym błotem na ściance lub podium ustawionym na mecie Runmageddonu?
Takie zdjęcie wypada mieć w swojej galerii, bo pokazujesz się w ten sposób jako osoba aktywna sportowo, nie bojąca się wyzwań ani wydania 250 zł na pakiet startowy. Świetnie nada się także do wrzucenia na Tindera.


Wyzwanie

Większość biegaczy to ludzie pracujący. A dorosłe życie to generalnie nudy - praca, obowiązki i stanie w kolejce do kasy samoobsługowej. W samej pracy wyzwań nie brakuje, ale nich podejmujemy się dla pieniędzy, a nie własnej satysfakcji. Po paru latach na etacie ludzi dopada dzień świstaka. Niby idą z życiem do przodu, ale jakoś tego nie czuć. Brak nowości, nic wyjątkowego się już nie dzieje. A skoro już biegają w miarę regularnie, to pomysł nasuwa się sam - przebiec maraton! Albo chociaż półmaraton lub coś jeszcze krótszego, jeśli kondycja lub zdrowie nie pozwala.

Jak podaje dwutygodnik miejski KRAKÓW.PL w zorganizowanych jesienią 2024 w Krakowie biegach 17. PKO Biegu Trzech Kopców, 10. Cracovia Półmaratonie Królewskim i biegu na dystansie 5 km „Czaniecka Piątka” wystartowało łącznie ponad 15 tys. uczestników. Wszystkie trzy wydarzenia cieszyły się tak dużym zainteresowaniem, że limity uczestników zostały wyczerpane na długo przed startami. 

Skąd się bierze szalona popularność tych wydarzeń? Moim zdaniem, zarówno ludzie 25+ jak i 40+ decydując się na (pół)maraton, Business Run czy inny bieg na określoną odległość, mają dokładnie ten sam motyw.
Udowodnić samemu sobie, że są jeszcze w stanie coś 
w życiu osiągnąć.



piątek, 8 listopada 2024

6 rzeczy których nie ma sensu już robić po 30-tce

Jedną z moich 'ulubionych' bzdur którą rozpowszechniają kołczowie, psychonauci i inne hiper-optymistycznie nastawione osobniki, jest twierdzenie, że nieważne ile masz lat, na wszystko w życiu masz jeszcze czas. Dorosły, nie bujający już w obłokach człowiek wie, że to zwykłe brednie. Każda dekada życia ma swoje żelazo, które należy kuć póki gorące, bo gdy ostygnie, staje się bezużyteczne. Podczas zbierania podpunktów do tego wpisu, wahałem się nad dopisaniem jeszcze z 3-4 aktywności - żeby dobić do okrągłej 10-tki, tak pożądanej we wpisach typu Top Srylion.

Jednak doszedłem do wniosku, że niektóre z nich nie są całkowicie bezcelowe i uniwersalnie bezsensowne, bo znajdą się jednostki które będą w stanie zrobić z nich użytek. Przykładem jest szukanie nowych grup towarzyskich związanych z zainteresowaniami, sportem czy pójście na nowe studia lub podyplomówkę. Wracając do sedna, oto 6 zajęć których dalsze uskutecznianie po 30-tce jest stratą czasu, daremnym trudem i przepisem na frustrację:


1) Chodzenie do klubów typu eskomaxxx

Jakże to brutalna zmiana. To o czym marzyłeś mając lat 16 i robiłeś w wieku 20, dekadę później budzi niesmak i niedowierzanie, że ludzie tak spędzają czas. Najpierw krzywisz się płacąc za wstęp, a potem jest tylko gorzej. Nieznośny w tym wieku hałas, absurdalnie drogi alkohol. Duszno od tłumu, a na parkiecie dudni muzyka której nie znasz. Wszędzie dookoła dziwnie ubrani ludzie o 10 lat młodsi, co tylko przypomina ci ile masz lat. Cośtam się pobujasz do hitów swojej młodości wrzuconej jako niemal-vintage-przerywnik do aktualnych trendów, ale to tyle. Godzina lekcyjna w takich warunkach i masz ochotę się ewakuować. Nic tu po nas.



2) Chlanie jak student

Po pierwsze - kiedy to w ogóle robić, pracując na etat? Są jednak tacy którym udaje się znaleźć czas na ekstensywną alkoholizację i nie szkoda im niedzieli na późniejsze zdychanie czy ryzykowanie przypału w pracy. Bo jeśli o bezsensie tego zajęcia nie przypomni ci morderczy kac na drugi dzień, zrobi to stan konta, ilość śmieci typu szkło i opuchnięta twarz. Nieco później przyspieszone starzenie wizualne, ryzyko wpadnięcia w alkoholizm i złe wyniki badań krwi gdy będziesz zmieniać robotę.



3) Pójście samemu na kurs tańca towarzyskiego

Mam na myśli taki, gdzie tańczy się style z Tańca z Gwiazdami. To kompletny bezsens i strata czasu na tym etapie życia, jeśli jesteś singlem, nie masz w perspektywie kilku wesel rocznie i właściwie to nie lubisz tańczyć. Regularne okazje do praktykowania tańca towarzyskiego znikają wraz z odebraniem dyplomu magisterskiego. Zresztą - gdyby taniec był twoją zajawką, zacząłbyś dużo wcześniej. A jeśli idziesz szukać tam dziewczyny, to dlaczego na zajęciach z dziedziny którą masz kompletnie w pompie? Miałby was połączyć ambiwalentny stosunek do tańca czy jak?

Lepiej zapisać się na coś bardziej wyspecjalizowanego - jak hip-hop, west coast swing czy bardzo popularne w ostatnich latach ruchanie w pionie zwane bachatą. Tam koncentrujesz się na jednym stylu i masz szansę faktycznie czegoś nauczyć, niżeli rozgrzebać 8 tematów naraz i ostatecznie żadnego nie zapamiętać. Na kursach specjalizowanych w dodatku faktycznie idzie poznać i poobracać fajne panny - w przeciwieństwie do ogólnego kursu, gdzie tylko marnujesz czas zgrywając Maseraka.



4) Spędzanie każdego weekendu aktywnie

Istnieje pewien moment w życiu albo zakres wiekowy tj. najczęściej 25-30, gdy ludzie od poniedziałku do piątku zapierdalają w pracach, a potem weekend w weekend zapierdalają po górach, na rowerach czy innych skałkach z podobnymi im sportowymi świrami. Poświęciłem temu zresztą osobny wpis. Do pewnego momentu jakoś to działa - obracanie się w towarzystwie pokrewnych jednostek pozwala dość skutecznie ignorować szalone tempo życia i narastające zmęczenie.
Konkretnie do momentu gdy organizm zacznie dopominać się o 8h spania, czy ogólnie statyczny wypoczynek. Zwykle poprzez jakieś spektakularne wydarzenie typu załamanie nerwowe czy zasłabnięcie na ulicy. Wtedy przychodzi moment otrzeźwienia i uświadomienia sobie, że tak się na dłuższą metę nie da żyć - neurony muszą czasem odpocząć od bodźców.



5) Podtrzymywanie wszystkich znajomości

W każdym tych słów znaczeniu. Część z nich umrze śmiercią naturalną, bo jedyne co was łączyło to studia. Jedni z czasem się odkleją z powodów wszelakich albo zaostrzą się ich negatywne cechy i zaczną was generalnie wkurwiać. Drudzy wyprowadzą się z miasta w którym studiowaliście za pracą lub założą rodziny (why not both). To znacznie zawęża grono znajomych z naszej perspektywy, ale nie każdego dotknie tak mocno. Przypomnij sobie najładniejsze dziewczyny i najbardziej wygadanych facetów. Ich ten problem nie dotyczy - ale za to dotyka inny!

Tym bardziej dynamicznym i rozchwytywanym nawet po studiach zostanie wciąż na tyle szerokie grono znajomych, że część z ich dawnych kontaktów pójdzie do odstrzału. Niczym marki Pontiac, Saturn i Hummer, gdy w 2009 roku zaraz po kryzysie finansowym koncern General Motors szukał oszczędności aby móc wyjść na plus i ciął wszystko co nierentowne. Tak samo Natalie i Filipy muszą ciąć swą długaśną listę kontaktów. Powód jest prozaiczny - ograniczone zasoby czasowe, które mogą przeznaczyć na spotykanie się ze znajomymi. 

Nieważne ile kosisz siana miesięcznie, twoja doba ma 24h. I właśnie dlatego niektórzy znajomi przestali odpowiadać na twoje wiadomości - to nie tak że obrazili się na ciebie. W warunkach post-studenckich, pracy na etat, małej ilości wolnego czasu i permanentnego zmęczenia, po prostu nie mieścisz się już w ich kalendarzu.



6) Odgrzewanie w nieskończoność studenckich klimatów 

Utrata zniżek po ukończeniu 26 r. ż. nie zamyka nikomu drzwi do dalszego uczestniczenia w życiu różnego rodzaju kół i zbiorowości studenckich. I nie dziwię się 27 i 28-latkom którzy wciąż pojawiają się w takich kręgach. Jednak mija parę kolejnych lat i do trybów tej machiny sypią się coraz grubsze ziarna piasku. Kolejni znajomi z dawnych lat się wykruszają, o nowych ludziach wiesz mało poza imieniem. I nie bardzo jest kiedy się dowiedzieć, bo widzicie się rzadko, a wasze życia zazębiają się tylko na parę weekendów w roku, na czas tych górskich wyjazdów - czy co tam robisz. 

Im dalej w ten las, tym bardziej na siłę jest uczestniczenie w takich zgrupowaniach, bo rzeczywistość i skład osobowy coraz mniej przypominają te ze starych dobrych czasów - twoich czasów. Ani się obejrzysz, a obudzisz się jako Steve Buscemi w pamiętnej kreacji z deskorolką i bluzą Music🗲Band. 

Unless jesteś tamtejszą legendą, o której opowiada się każdemu nowemu członkowi, a przy wieczornej alkoholizacji wspominasz po raz kolejny swój sławetny wykon czołówki do serialu Klan na rajdzie w maju 2017. Wtedy szkoda ci rezygnować po tylu latach, bo niby co teraz miałbyś ze sobą zrobić?


A co jest sens robić po 30-tce? Nie wiem.
Pomyślę i może coś wymyślę w kolejnym wpisie.


Rok 2015 był 10 lat temu. A równie dobrze mógł być 3.

Na wstępie przyznam, że taki wpis lepiej wyglądałby na początku roku. Choć z drugiej strony, minęło już pełnych 11 miesięcy, a mi wciąż trud...