Mieszkając w dużym mieście jesteśmy otoczeni przez wiele jego stałych elementów z zakresu budownictwa, infrastruktury, czy transportu. Ale miasto to głównie ludzie, dużo ludzi na małej przestrzeni. Wśród mas chodzących po ulicach, od końca poprzedniej dekady lawinowo zaczął rosnąć odsetek tych biegających. Coś na zasadzie Toyoty Prius II w ruchu ulicznym - zawsze jakieś istniały, ale przez ostatnie 2-3 lata wysypało ich niebotyczne ilości w ramach taksówek na aplikację i stały się totalnie wszechobecne.
I tak samo jak dziś nie ma ruchu miejskiego bez Priusa, tak nie ma chodników bez biegaczy. Biegają twoi znajomi, twój szef, twoja eks i twoja przyszła też. To dobry moment by zastanowić się i spróbować odpowiedzieć - dlaczego wszyscy biegają w 2020s?
Koszty
Bieganie jako sport jest tanie i dostępne. Nie ma drugiego sportu z tak niskim progiem wejścia od strony wydatków. By zacząć biegać nie potrzeba masywnego sprzętu, którego nie ma potem gdzie trzymać w ciasnym deweloperskim mieszkaniu. Buty, spodenki i koszulka termo za 30 zł z Decathlonu zupełnie wystarczą na początek. Oczywiście na tym zazwyczaj się nie kończy, ale to temat na zupełnie inną dyskusję.
Efektywność
Bieganie jest efektywne w spalaniu kalorii i zajmuje niewiele czasu. Szczególnie jeśli policzyć czas od zamknięcia drzwi mieszkania do rozpoczęcia treningu. Nieważne jak busy jest twój schedule, zwykle da radę wcisnąć trening pomiędzy różne wieczorne zajęcia lub klocki tworzące weekend. Nie wymaga też udania się do zadaszonych obiektów, a nawet specjalnych nawierzchni - wystarczy park lub osiedlowe alejki. Niektórzy szaleńcy biegają wzdłuż ruchliwych ulic tonąc w hałasie i pyle PM10, nie widząc w tym nic groźnego, ale to zupełnie inny temat.
Wyjście z domu
Korpo ludzie po całym dniu gapienia się w ekran komputera potrzebują ruchu i wyjścia na zewnątrz. Pandemia udowodniła, że bezustanne siedzenie w mieszkaniu i lampienie się w monitor nie kończy się dobrze. Trzeba raz na jakiś czas skupić wzrok na czym leżącym dalej niż 1,5m od nas i rozprostować szkielet, by nie stać się ludzką krewetką na fotelu obrotowym.
Debodźcing
Kolejny punkt niejako wynika z poprzedniego - po pracy umysłowej bardzo pożądanym jest odpoczynek od bodźców. Sport gdzie leci się na autopilocie przez godzinę, jest w tym kontekście doskonałym rozwiązaniem. Wpinasz bieg i drałujesz te 30 czy 60 minut - aż krew i limfa zacznie krążyć jak należy, a ty wytrzepiesz ze świadomości opary niesmaku po kolejnym callu, który mógł być mailem.
Zostając przy bodźcach - niejeden człowiek w wieku 40+ przyparty do muru zgodzi się, że bieganie znakomicie sprawdza się jako chwilowa ucieczka od żony/męża i dzieci. W końcu to wyjście z domu jest umotywowane zdrowotnie, zatem druga połówka nie ma wielkiego pola do przypierdolenia się. Czas spędzony na bieganiu można zaliczyć do zbioru me-time - nieco męczącego, ale wciąż.
Towarzystwo
Stosunkowo łatwo jest dziś znaleźć towarzysza do biegania, szczególnie w dużym mieście. Im nowszy blok i więcej sztuk Toyoty C-HR/ Kii Sportage na podziemnym parkingu, tym łatwiej. Piszesz do Agnieszki z 3 piętra albo Justyny z bloku obok dzień wcześniej i cyk, w następny wieczór można truchtać razem, jednocześnie omawiając najnowsze trendy żywieniowe, krzywizny we wspólnocie mieszkaniowej czy problemy z dziećmi.
Money-maker
Wreszcie - to także świetny biznes. Nie tylko dla firm produkujących buty czy stroje, ale dla organizatorów biegów miejskich czy business runów, które doskonale sprawdzają się jako narzędzie promocyjne. Podobno po zaangażowaniu się korporacji w biegi biznesowe i wystawianiu doń drużyn złożonych ze swoich pracowników, znajomość pojęcia team spirit wśród zatrudnionych wzrosła o 376% na przestrzeni lat 2015-2019 (źródło - IDzD). To samo źródło podaje, że gdyby biznes-biegi przestały istnieć z dnia na dzień, połowa specjalistów ds. employer-brandingu straciłaby pracę.
Content-maker
Wydarzenia sportowe związane z bieganiem są wdzięczną okazją do farmienia kontentu nie tylko dla korporacji, ale i samych uczestników. Czymże byłby dziś Instagram (a także LinkedIn) typowego millenialsa bez zdjęcia z medalem przygryzanym zębami za uczestnictwo w Insert_Name-półmaratonie? Lub stojąc umorusanym błotem na ściance lub podium ustawionym na mecie Runmageddonu?
Takie zdjęcie wypada mieć w swojej galerii, bo pokazujesz się w ten sposób jako osoba aktywna sportowo, nie bojąca się wyzwań ani wydania 250 zł na pakiet startowy. Świetnie nada się także do wrzucenia na Tindera.
Wyzwanie
Większość biegaczy to ludzie pracujący. A dorosłe życie to generalnie nudy - praca, obowiązki i stanie w kolejce do kasy samoobsługowej. W samej pracy wyzwań nie brakuje, ale nich podejmujemy się dla pieniędzy, a nie własnej satysfakcji. Po paru latach na etacie ludzi dopada dzień świstaka. Niby idą z życiem do przodu, ale jakoś tego nie czuć. Brak nowości, nic wyjątkowego się już nie dzieje. A skoro już biegają w miarę regularnie, to pomysł nasuwa się sam - przebiec maraton! Albo chociaż półmaraton lub coś jeszcze krótszego, jeśli kondycja lub zdrowie nie pozwala.
Jak podaje dwutygodnik miejski KRAKÓW.PL w zorganizowanych jesienią 2024 w Krakowie biegach 17. PKO Biegu Trzech Kopców, 10. Cracovia Półmaratonie Królewskim i biegu na dystansie 5 km „Czaniecka Piątka” wystartowało łącznie ponad 15 tys. uczestników. Wszystkie trzy wydarzenia cieszyły się tak dużym zainteresowaniem, że limity uczestników zostały wyczerpane na długo przed startami.
Skąd się bierze szalona popularność tych wydarzeń? Moim zdaniem, zarówno ludzie 25+ jak i 40+ decydując się na (pół)maraton, Business Run czy inny bieg na określoną odległość, mają dokładnie ten sam motyw.
Udowodnić samemu sobie, że są jeszcze w stanie coś w życiu osiągnąć.













